czwartek, 8 sierpnia 2013


Właśnie zaczyna się trzeci miesiąc mojego uczęszczania na zajęcia zumby. Pokochałam ją w sumie jeszcze zanim zaczęłam ćwiczenia. Oglądałam filmiki, a nawet próbowałam swoich sił na nagraniach instruktażowych. Bawiłam się całkiem nieźle, jednak cały czas chciałam zapisać się na takie prawdziwe zajęcia. Zawsze jednak było mi nie po drodze. A to za daleko, a to za późno itd. W końcu dowiedziałam się, że będą organizowane w mojej miejscowości (!!!). Uznałam to za znak z nieba, uśmiech losu, przeznaczenie czy coś w tym stylu i stwierdziłam, że jak nie teraz to już nigdy.
Zajęcia odbywają się raz w tygodniu i kosztują 30 zł miesięcznie. Myślę, że to przyzwoita cena, chociaż powiem szczerze, że wolałabym, żeby zajęcia były jednak dwa razy w tygodniu.
Pierwsze wrażenie było bardzo dobre, jednak drugie, trzecie zajęcia trochę mnie rozczarowały. Instruktorka nie była taka pozytywna i pełna energii jak te, które oglądałam na filmikach. Po miesiącu spotkała mnie jednak niespodzianka — zmiana instruktora :)
Okazała się ona spełnieniem moich zumbowych marzeń i wyobrażeń. Odkąd nowa instruktorka prowadzi zajęcia nie mogę się ich na prawdę doczekać. Okazuje się, że wiele zależy od osoby, która ma za zadanie zarazić nas swoją pasją.


To tyle o moich doświadczeniach. Teraz trochę o samej zumbie. Jest to połączenie tańca (a dokładniej tańców latynoamerykańskich)  i fitnessu. 
Narodziła się w latach 90-tych w Kolumbii. Jej twórcą był Alberto „Beto” Perez – tancerz, choreograf układów tanecznych i instruktor aerobiku. Pewnego dnia Beto na prowadzone przez siebie zajęcia aerobiku zapomniał podkładów muzycznych i musiał improwizować. Skorzystał z muzyki, którą miał pod ręką.  Gorące rytmy latynoskie i pełna improwizacja ruchów zrobiły prawdziwa furorę. Nowa forma łącząca aerobik i taniec szybko zyskała popularność w Kolumbii i innych państwach. 



Zumba wymaga dość dużej wytrzymałości (choć zajęcia są podobno dla każdego), a po niektórych układach ma się ogromną zadyszkę. Ja osobiście uwielbiam to uczucie zmęczenia i choćby tylko dla niego zostanę przy zumbie na dłużej. Kocham też muzykę, która daje kopa nawet wtedy, gdy nie mam ochoty nawet kiwnąć palcem. 
Tu próbka: http://www.youtube.com/watch?v=25MBoO2EUeM
Jeśli chodzi o efekty nie jestem w stanie powiedzieć co dała mi zumba, ponieważ równolegle stosuję wiele innych ćwiczeń, ale na pewno poprawia kondycję i wytrzymałość. Poza tym naukę seksownego poruszania i trzęsienia tyłeczkiem też można zapisać na plus.
Ten rodzaj aktywności ma jeszcze jedną ogromną zaletę... ciuchy! Zumbowe fatałaszki są na prawdę śliczne (i drogie :( ). Podsyłam link do polskiego sklepu: http://www.zumbasklep.pl/.
Zachęcam chociaż do spróbowania, bo nie próbując nie wiecie co tracicie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz